Iniemamocni (17.08.2007)
Dystyngowany, inteligentny, ale jednocześnie wyrachowany psychopata. Mimo że takiego Anthony’ego Hopkinsa znamy doskonale, to oglądanie go po raz kolejny, w niemal tej samej roli, nadal stanowi czystą przyjemność. A jeśli ma on jeszcze godnych siebie partnerów filmowych, tak jak w „Słabym punkcie” Gregory’ego Hoblita, to wrażenia są gwarantowane.
Hoblit, znany dotychczas m.in. z „Lęku pierwotnego” (gdzie swoją pierwszą fenomenalną rolę zagrał Edward Norton), podczas realizacji najnowszego filmu stanął przed niełatwym zadaniem. Musiał skutecznie utrzymać napięcie w thrillerze, w którym od pierwszej sceny wiadomo kto jest winny.
Ted Crawford (Hopkins) postrzelił swoją małżonkę, bo miała romans z detektywem Robem Nunally’m. Jak na ironię, właśnie Nunally zostaje wezwany do mieszkania Crawfordów, by ująć sprawcę. Udaje mu się to bez większego kłopotu, Ted nie dość, że nie stawia oporu, to jeszcze niedługo później potulnie przyznaje się do próby zamordowania żony. Następnie na scenę wkracza drugi bohater spektaklu. Willy Beachum jest młodym, przystojnym prokuratorem o wielkich ambicjach, przed którym właśnie otwierają się wrota kariery. Już niedługo zacznie pracę w renomowanej korporacji prawniczej, gdzie czekają na niego splendor, pieniądze, a także ponętna szefowa pod postacią Rosamund Pike („Śmierć nadejdzie jutro”). Jednak pozornie prostą drogę do sukcesu zdąży jeszcze skomplikować Ted Crawford.
Do pierwszego spotkania dwójki bohaterów dochodzi podczas postępowania przygotowawczego. Początkowo wydaje się, że przewaga jest po stronie prokuratora - Crawford przyznał się do winy, zrezygnował z usług adwokata i postanowił bronić się samemu. Gdy na jaw wychodzą powiązania Nunally’ego z ofiarą, sytuacja się zmienia. Zeznanie niedoszłego mordercy zostaje zanegowane, a Beachum traci dowody, ma same poszlaki. To ewidentne zaniedbanie prokuratora sprawia, że jego przyszłość staje pod znakiem zapytania i zmusza go do walki o zawodową pozycję. A że jest urodzonym zwycięzcą - wygrał 97% prowadzonych spraw - nie potrafi dać za wygraną.
Scenariusz „Słabego punktu” nie olśniewa oryginalnością. To kolejna historia błyskotliwego karierowicza, który w chwili próby otrząśnie się i ostatecznie nie zostanie adwokatem diabła. Opowieść wzbogaca postać zimnego drania - może kiedyś był w tym samym miejscu, co nasz bohater, ale wybrał inną drogę? Prowadzi on z protagonistą wymyślną grę, wykorzystując „słabe punkty” chłopaka - młodzieńczą butę i nadmierną ambicję. Jeśli znamy schemat gatunku, finał nie może okazać się zaskoczeniem. Reżyser zostawił jednak margines na niedopowiedzenia - na kilka nurtujących pytań nie dostajemy odpowiedzi.
Wszelkie scenariuszowe niedociągnięcia rekompensuje rewelacyjna gra aktorów. Na ekranie oglądamy wyśmienity aktorski pojedynek - ukradkowe spojrzenia, ledwo zauważalne gesty i szelmowskie uśmiechy obu panów - wszystko to znakomicie podkręca atmosferę. Każde zetknięcie Hopkinsa z Goslingiem robi wrażenie. Hopkins zdążył już nas przyzwyczaić do znakomitych kreacji, ponadto od autorów filmu otrzymuje do zagrania rolę w zasadzie lecteropodobną. Wyrazy uznania należą się Ryanowi Goslingowi, który jako przesadnie ambitny, początkujący prawnik wypada więcej niż przyzwoicie. Warto przyglądać się dalszemu rozwojowi kariery aktora znanego z „Fantyka” i - wydanego w Polsce tylko na dvd - „Szkolnego chwytu” (nominacja do Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego). Ponadto dobrze wywiązują się z powierzonego im zadania David Strathairn (gra szefa Beachuma w prokuraturze) oraz Rosamund Pike, na którą patrzy się z niesłabnącą przyjemnością.
Wybierając „Słaby punkt” z wakacyjnego repertuaru polskich kin, nie należy sugerować się znaczeniem tytułu. Na tle mdłych komedii romantycznych oraz blockbusterów, skupionych wyłącznie na akcji, film wyróżnia się rewelacyjnym aktorstwem oraz umiejętnie dozowanym napięciem. Reżyser i scenarzysta znajdują czas, aby przyjrzeć się swoim bohaterom, wyjaśnić motywy ich postępowania. Chociaż film nie jest bez skazy, bez problemu może otrzymać certyfikat jakości.
Lech Moliński
Recenzja opublikowana w portalu g-punkt.pl